Ten post mial byc z Londynu. No wlasnie. MIAL BYC. Zamiast tego jest prosto z mojego paryskiego lozka, w ktorym od kilku dni leze wraz z moja odporna na leki grypa.
Londyn to, obok Paryza i Pragi, jedno z miast, ktorych nigdy nie mam dosc i do zwiedzania ktorych dwa razy mnie namawiac nie trzeba. Wystarczy troche wolnego czasu i...gotowki z kieszeni ;) Londyn mial byc tym razem miejscem spotkania z jedna z moich przyjaciolek z czasow studiow, z ktora nie widzialam sie od dwoch lat, czyli od czasu przeprowadzki do Francji. Mialysmy sie spotkac, pozwiedzac, dobrze zjesc i w koncu sie nagadac, bo ostatnimi czasy nie ma ku temu okazji. Podczas studiow bylysmy tak nierozlaczne, ze wykladowcom zdarzalo sie regularnie mylic nasze imiona, a ze nazwiska zaczynaly sie na te sama litere... Jednym slowem bylo zabawnie :) Dolozyc do tego piec lat obiadkow na stolowce studenckiej (niezapomniane dania!), szpinakowce z Tamki, hektolitry kawy w Czylym Barbarzyncy, niezliczona ilosc perypetii i jeden szczegolny film, ktorego sciezke dialogowa znamy na pamiec (nawet po tylu latach) i mamy gwarancje, ze bedzie co kiedys wnukom opowiadac... I to jej wlasnie dedykuje ten "zagrypiony" wpis. Happy birthday, kochana! Mam nadzieje, ze nasiaknelas atmosfera tego cudownego miasta i ze udalo Ci sie przemierzyc Notting Hill wszerz i wzdluz, znalezc "nasza" ksiegarnie i zapytac czy maja Kubusia Puchatka ;) |
This post was supposed to be written from London. Right. WAS SUPPOSED TO BE.
Instead, I'm writing it from my Parisian bed which I've been sharing for the last couple of days with a very nasty, drug-resistant flu.
I can't get enough of London (Paris, Prague and a few other cities too)and you don't have to ask me twice to go and sightsee. All I need is a bit of time and some cash in my pocket ;) So, this time in London I was supposed to meet one of my friends from university that I haven't seen for two years, i.e. since I moved to Paris. We were supposed to meet, sightsee, eat gourmet food and talk and talk and talk as the latter was severly lacking. Yeah, life happened to us... We were sort of inseparable at uni, teachers regularly mixed up our names which was even funnier as both our surnames started with the same letter... If you add five years of lunches at uni canteen (oh those dishes!), spinach pies from a bakery at Tamka street, litres of coffee drunk in a cafe called Czuly Barbarzynca, uncountable (mis)adventures and one particular film that we both know by heart (even years and years later) and you can be sure you will have lots of stories to tell your grandchildren one day... And this post is to you, my friend! Happy birthday! I hope you soaked up the atmosphere of this awesome city, explored Nothing Hill to the fullest, found 'our' bookshop and asked if they had Winnie the Pooh ;) |
Leze sobie wiec w lozku i czytam. Ogladam. Podziwiam. I co chwile wzdycham z zachwytu. Z jakiego powodu? Zobaczcie sami.
Taki oto prezent zrobilam sobie na urodziny kilka dni temu.
W mojej ulubionej sieci ksiegarskiej Fnac znalazlam fantastyczna mini przewodniko-mape Londynu z ilustracjami (oraz wskazowkami i adresami ulubionych miejsc do zobaczenia) znanej francuskiej rysowniczki i ilustratorki Pénélope Bagieu.
To ciekawa lektura - powinna zadowolic zarowno osoby, ktore nigdy wczesniej nie byly w Londynie, jak i stalych bywalcow. Zelazne klasyki przeplatane oryginalnymi, nieszablonowymi miejscowkami. Mnostwo ciekawostek, zabawne rysunki, przejrzyste mapy i niezliczone (choc troche male) zdjecia. Kazdy znajdzie cos dla siebie.
Ciekawe, czy w tym stylu wydane zostana rowniez opracowania kartograficzne innych europejskich miast...
Oprocz Fnaca, od kilkunastu lat sympatia darze rowniez Nature et découvertes - sklep dla podroznikow (i nie tylko), w ktorym (dziwnym trafem) zawsze udaje mi sie cos ciekawego znalezc. Podobnie bylo podczas ostatniej wizyty.
Oto Londyn w ilustrowanej pigulce ;)
Istne cudenko w kartonowej, czerwonej oprawie. I w dodatku, w bardzo (jak na Francje) przystepnej cenie. Mowa tu o przepieknych ilustracjach 12 najbardziej znanych miejsc Londynu w wersji 3D wraz z krotkimi opisami. Autorka rysunkow jest utalentowana Sarah McMenemy. Jedyna wada: oba wydawnictwa dostepne jedynie po francusku... a wiem, ze niektorzy moi czytelnicy nie znaja tego jezyka.
Jedno jest pewne. Nie dla mnie Londyn w kwietniu. Nie dla mnie Londyn w maju (maj bedzie hiszpanski, zycie jak w Madrycie, emocje sportowe i takie tam...) Ale za to w czerwcu, dzieki fenomenalnej promocji brytyjskiej sieci autokarowej smigne przez kanal autobusem za 2,5 funta w obie strony!
Nie pamietam kto powiedzial kiedys, ze "oczekiwanie na przyjemnosc jest przyjemnoscia sama w sobie". Jestem przekonana, ze z taka lektura na pewno tak bedzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz