Drugi dzien w Marakeszu uplynal nam dosc leniwie. Po obfitym sniadaniu, kilku probach polaczenia sie z internetem w hotelowym lobby i wizycie w kantorze w koncu wyruszylismy na zwiedzanie miasta. Upal dawal sie we znaki od samego rana, ale to i tak nie byl nasz najwiekszy problem. Nie wiedzielismy ktora jest godzina. Zegar swiatowy w komorce pokazywal dwie godziny do tylu, a zegary na dworcu dwie rozne godziny. Napotykani ludzie rowniez mieli dla nas dwie wersje. O co do cholery chodzi???? WTF? Po przejsciu kilku przcznic, dyzurny glodomor kraju (czyli ja) zaczal przebakiwac cos o drugim sniadaniu. Polak glodny, Polak zly... A dwie godziny bez jedzenia to o dwie godziny za duzo;) Znalezlismy sympatycznie wygladajacy lokal i zamowilismy jedna z marokanskich specjalnosci – harrire czyli zupe z soczewicy, grochu i pomidorow. W oczekiwaniu na jedzonko, popijalismy lokalne piwo, ktore kelner przyniosl nam wraz z przepysznymi zielonymi oliwkami. Chwile pozniej zupa wjechala na stol. Podana w tradycyjnych ceramicznych naczyniach z pysznym okraglym chlebkiem. Byla bardzo pozywna ale jak na moj gust odrobine za malo przyprawiona. Z pelnymi brzuchami pomszerowalismy w kierunku ogrodu Majorelle. Wstep 50 dirhamow a wizyta w Muzeum Berberyjskim – dodatkowe 25. Oba, a zwlaszcza wspomniane muzeum, zrobily na nas ogromne wrazenie i chetnie wybralabym sie tam ponownie. Zmeczeni upalem, w drodze powrotnej zjedlismy przepyszne lody a popoludnie zakonczylismy moczac nogi w hotelowym basenie. Musielismy nabrac sil przed nocnym targiem na Jemaa El Fna. |
Drugi dzien w Marakeszu uplynal nam dosc leniwie. Po obfitym sniadaniu, kilku probach polaczenia sie z internetem w hotelowym lobby i wizycie w kantorze w koncu wyruszylismy na zwiedzanie miasta. Upal dawal sie we znaki od samego rana, ale to i tak nie byl nasz najwiekszy problem. Nie wiedzielismy ktora jest godzina. Zegar swiatowy w komorce pokazywal dwie godziny do tylu, a zegary na dworcu dwie rozne godziny. Napotykani ludzie rowniez mieli dla nas dwie wersje. O co do cholery chodzi???? WTF? Po przejsciu kilku przcznic, dyzurny glodomor kraju (czyli ja) zaczal przebakiwac cos o drugim sniadaniu. Polak glodny, Polak zly... A dwie godziny bez jedzenia to o dwie godziny za duzo;) Znalezlismy sympatycznie wygladajacy lokal i zamowilismy jedna z marokanskich specjalnosci – harrire czyli zupe z soczewicy, grochu i pomidorow. W oczekiwaniu na jedzonko, popijalismy lokalne piwo, ktore kelner przyniosl nam wraz z przepysznymi zielonymi oliwkami. Chwile pozniej zupa wjechala na stol. Podana w tradycyjnych ceramicznych naczyniach z pysznym okraglym chlebkiem. Byla bardzo pozywna ale jak na moj gust odrobine za malo przyprawiona. Z pelnymi brzuchami pomszerowalismy w kierunku ogrodu Majorelle. Wstep 50 dirhamow a wizyta w Muzeum Berberyjskim – dodatkowe 25. Oba, a zwlaszcza wspomniane muzeum, zrobily na nas ogromne wrazenie i chetnie wybralabym sie tam ponownie. Zmeczeni upalem, w drodze powrotnej zjedlismy przepyszne lody a popoludnie zakonczylismy moczac nogi w hotelowym basenie. Musielismy nabrac sil przed nocnym targiem na Jemaa El Fna. |
środa, 4 września 2013
Marakeszzzzz / Marrrrrrrakech
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz